Przez wiele lat żyłam w przeświadczeniu, że muszę być idealna, pierwsza, najlepsza – że liczą się tylko ci, którzy wygrywają. Moja rzeczywistość przypominała pole walki, na którym zawsze było coś, z czym trzeba się zmierzyć i – oczywiście – wyjść z tej walki zwycięsko. Nie interesowało mnie drugie czy trzecie miejsce. Nie cieszył mnie sam fakt robienia czegoś – cieszyło mnie zwycięstwo.
Chciałam być najlepsza we wszystkim, co robiłam – w pracy, w domu, w byciu mamą, w realizacji swoich pasji czy nawet w jeździe na rowerze.
Napędzała mnie potrzeba zwycięstwa i udowodnienia, że wszystko, co robię – robię najlepiej. Że zawsze jestem o jeden krok dalej, szybciej, lepiej. Że każda rzecz, której się tknę zrobiona jest perfekcyjnie, idealnie, najlepiej jak się da.
Nigdy jednak nie zadałam sobie prostego pytania – czy bycie idealnym oznacza bycie szczęśliwym i zadowolonym? Co to w ogóle znaczy – być idealną?
Spadło to na mnie nagle i jak grom z jasnego nieba. Zaczęło się niepozornie – stawy w dłoniach zaczęły puchnąć i boleć. Potem doszło poranne sztywnienie – tak silne, że któregoś razu o mało nie upuściłam na siebie czajnika z gorącą wodą. Moje dłonie nie dały rady go utrzymać. Stawy bolały tak bardzo, że w nocy budziłam się z bólu. Po miesiącu zrozumiałam, że to nie minie, że to nie jest chwilowa niedyspozycja – zrozumiałam, że to coś poważnego. Do bólu stawów doszło ogólne osłabienie, ból mięśni. Nie miałam energii, nie byłam w stanie podnieść się z łóżka, najprostsze czynności codziennego dnia przerastały mnie. A potem przyszła diagnoza – RZS. Reumatoidalne zapalenie stawów.
To był moment, gdy zrozumiałam, że nigdy już nie będę idealna, pierwsza, najlepsza i zawsze w formie. Że będą takie dni i momenty, gdy proste rzeczy będą dla mnie stanowić ogromne wyzwanie. Że w wyścigu o laur pierwszeństwa mam niewielkie szanse. Że czas zatrzymać się i zastanowić, co jest dla mnie w życiu najważniejsze.
Przestałam robić wszystko perfekcyjnie i nienagannie – tak, jakby od tego zależał los świata. Pogodziłam się z tym, że nie zawsze będę doskonale zorganizowana, umalowana bez zarzutu, tryskająca energią i gotowa na kolejne wyzwanie. Zrozumiałam też, że świat nie legnie w gruzach tylko dlatego, że nie dałam rady idealnie posprzątać całego domu, przygotować 3-daniowego obiadu dla gości, w 2 godziny złożyć prezentacji czy zerwać się na równe nogi w chwili, gdy dzwoni budzik.
Są bowiem dni, gdy wygrzebanie się z łóżka zajmuje mi pół godziny, przygotowanie synowi kanapki do szkoły wydaje mi się wyzwaniem ponad moje siły, a o sprzątaniu nawet nie myślę, bo zwyczajnie brakuje mi na nie energii.
Właśnie dlatego chciałam Ci powiedzieć, że nie musisz być idealna. Nie musisz wszystkiego dopiąć na ostatni guzik. Nie musisz wyglądać jak milion dolarów. Nie musisz robić wszystkiego tak, jakby zależał od tego los ludzkości. Od bycia idealnym o wiele cenniejsze jest bycie szczerym i zaangażowanym. Jeśli każdą rzecz zrobisz z pełnią zaangażowania i najlepiej jak potrafisz – będzie to o wiele cenniejsze niż wszelki ideał.
Jako mała dziewczynka najbardziej kochałam małą szmacianą lalkę z przekrzywionym okiem. Nie mogła równać się urodą z żadną z moich doskonałych Barbie. Miała nierówne nogi, zbyt dużą głowę i usta wykrzywione w dziwnym grymasie. Zrobiła ją dla mnie jednak moja najbliższa przyjaciółka, włożywszy w to wszystkie swoje dziecięce umiejętności, zapał i entuzjazm. Zrobiła ją najlepiej jak potrafiła i wlała w nią całe swoje serce. Zrobiła ją dla mnie. Ta właśnie lalka była idealna, choć obiektywnie do ideału wiele jej brakowało.
Teraz rozumiesz?
Nie musisz być idealna. Ważne, abyś włożyła w to, co robisz całe swoje serce. Ważne, abyś była najlepsza – na miarę swoich sił i możliwości.
Ważne, jeśli nie najważniejsze jest to, abyś nie działała kosztem siebie; abyś nauczyła się sobie odpuszczać. Abyś pozwoliła sobie być słaba, gdy braknie Ci sił. Bez poczucia wstydu, bez wyrzutów sumienia. Z pełnym zrozumieniem i troską wobec samej siebie. Z miłością.
Ludzie nie są idealni. Są prawdziwi, są z krwi i kości – a to oznacza, że błądzą, potykają się, mają lepsze i gorsze dni, bywają kapryśni, zdarzają im się pomyłki, mają swoje ograniczenia. Dążenie do ideału to daremny trud – czym bowiem jest ideał? Jest relatywny, dla każdej z nas oznacza coś innego.
Bądź zatem szczera i prawdziwa, ludzka w swoich odruchach, uroczo niedoskonała. Zamiast dążyć do ideału – zmierzaj ku harmonii i spełnieniu. To bardzo ważne, aby czuć się dobrze z samą sobą.