Niespodziewanie okazało się, że czas to mój najlepszy przyjaciel. To on doprowadził mnie tu, gdzie jestem. On pozwolił mi dojrzeć, zrozumieć, czego naprawdę chcę, a czego na pewno nie chcę. Czas pozwolił mi stać się sobą, nabrać dystansu i perspektywy. Gdyby nie czas – nie mogłabym spojrzeć z łagodnym uśmiechem na siebie z tamtych lat: młodą, zapalczywą i żarliwą. Nie mogłabym powiedzieć tej młodej dziewczynie, że za parę lat wszystko będzie wyglądać inaczej. Że ciosy będą mniej boleć, a koniec świata nie będzie zdarzał się przynajmniej raz w miesiącu. Że słowa ustąpią miejsca czynom. Że mieć rację nie zawsze oznacza wygrać. Że wszystko jest względne – słuszność mają Ci, którzy twierdzą, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
To czas cierpliwie tworzył mnie i kształtował. Nauczył, jak oddzielić moje potrzeby od cudzych oczekiwań. Jak nie popłynąć z prądem, choć to łatwe i wygodne. Jak nie zgubić siebie. Jak nie stworzyć siebie na cudze podobieństwo.
Czas dawał i zabierał. Przeplatał chwile gorzkie i słodkie jak miód. Jedni pojawili się, aby zostać – inni, aby odejść. Coś stało się na zawsze, a coś tylko na chwilę. Czas – najbardziej cierpliwy nauczyciel świata.
Jednak jedną z najcenniejszych umiejętności, jaką podarował mi czas to umiejętność odpuszczania.
Czas ugasił zapalczywość i poczucie, że zawsze muszę być idealna. Że zawsze wszystko muszę zrobić najlepiej i 5 minut przed innymi. Czas pokazał, że świat nie runie w posadach tylko dlatego, że nie dopnę czegoś na ostatni guzik.
Nauczył mnie odpuszczać samej sobie, pozwolić sobie na gorsze dni. Z biegiem lat zrozumiałam, że czasami trzeba po prostu nic nie robić i popatrzeć w chmury – i że nie oznacza to końca świata ludzi pracowitych, odpowiedzialnych i zorganizowanych.
Czas nauczył mnie łagodności wobec samej siebie, wyrozumiałości wobec własnych ograniczeń.
Odpuściłam. Dałam sobie prawo do słabości, do gorszych dni, do zwykłego: „dziś nie mam siły/ochoty/potrzeby”. Przestałam chodzić jak szwajcarski zegarek, dbając o to, aby każdą minutę przeżyć w sposób produktywny. Dziś wolę ją po prostu przeżywać w spokoju, w zgodzie ze sobą, nie wbrew sobie.
Zrozumiałam, że otaczający mnie ludzie również mają gorsze i lepsze dni, przeżywają – często w skrytości – problemy i porażki, czegoś się boją, na coś czekają, czegoś chcą, a czegoś bardzo nie chcą.
Zamiast wciąż czegoś oczekiwać i wymagać – od siebie i od innych – postanowiłam akceptować rzeczy i zdarzenia takimi, jakimi są. Uwolniłam – siebie i innych – od dojmującego poczucia powinności. Bo kiedy „muszę” zamieniasz w „chcę” stajesz się prawdziwie wolnym człowiekiem
Bardzo dziękuję za ten wpis. Ja nie potrafię odpuszczać, daję z siebie maximum, a później jestem wyczerpana fizycznie i psychicznie. Muszę się tego odpuszczania nauczyć ….. To ciężka droga przede mną…. Pozdrawiam 😘
To ciężka praca, warto jednak zacząć pracować nad swoją nieokiełznaną potrzebą perfekcji i zacząć odpuszczać. Trzymam kciuki!
Teraz już umiem odpuścić nie wiem czy to z każdym kolejnym rokiem jaki upłyną, czy może doświadczenie na własnej skórze, że jeżeli nie będę się sama szanować to nikt tego nie zrobi. Zawsze było praca, dom, praca, dom, dopięte wszystko na ostatni guzik, uznanie najbliższych i znajomych ale gdzieś uciekło mi to co było najważniejsze… Teraz uczę się od nowa żyć gdzie praca jest ważna, potrzeby najbliższych także ale jestem jeszcze „ja”
Bardzo dziękuję i Pozdrawiam 😊