Potęga konsekwencji

Codziennie mi się nie chce. Naprawdę. Budzę się rano i już od pierwszych minut obmyślam strategię uników. Kombinuję, co przełożyć na jutro, a co odwlec bezterminowo, marząc o tym, aby jak najszybciej prześlizgnąć się do wieczora. Zamknąć kolejny dzień bez nadmiernego wysiłku, mieć spokój.

Jeśli sądzisz, że rwę się do pisania zanim jeszcze dobrze otworzę oczy – rozczaruję Cię. Dni, gdy budzę się natchniona i zainspirowana zdarzają się rzadko. Gdy przytrafia mi się taki poranek, nie nadążam z zapisywaniem swoich myśli. Zdania wypływają ze mnie wtedy strumieniem. Przelewam je na kartki ekspresowo, bojąc się, że coś mi umknie. 

Przeważnie jednak zderzam się z twardą ścianą własnego „niechciejstwa”. Szukam wymówek i pretekstów, aby nie zająć się pracą, która jawi mi się jako coś ponad moje siły.

Pomyślisz pewnie, że nie lubię pisać. Nic bardziej mylnego. Chwile, gdy piszę to jedne z najlepszych momentów mojego życia – pełne spontanicznej radości, poczucia sensu i głębokiego spełnienia. Jednak proces twórczy to ciężka praca. Wymaga ode mnie absolutnego skupienia, najwyższej formy i swoistego poczucia „uniesienia”, które przychodzi, kiedy chce i nie da się go przywołać na siłę. 

Nie brzmi to dobrze. Gdybym ulegała tej prokrastynacji, nigdy nic bym nie zrobiła. Zawsze znalazłabym dobry powód, aby odwlec pisanie w czasie – brak natchnienia, nadmiar innych obowiązków, które mnie rozpraszają, zmęczenie. W ten sposób mogłabym spędzić tygodnie, nie pisząc nic. Mogę w zasadzie śmiało powiedzieć, że gdybym uległa tej postawie – książki nie wyszłyby z fazy planów.

Na szczęście nie jest tak źle. Przed życiową katastrofą od dawna ratuje mnie potęga konsekwencji.

Ustaliłam ze sobą jakiś czas temu, że będę wstawać codziennie o godzinie 5 rano i przez trzy godziny zajmować się wyłącznie pisaniem. Choćby się waliło i paliło, choćbym nie wiem jak bardzo była śpiąca, zmęczona czy nienastrojona do pisania – punkt 5 mój budzik podrywa mnie z łóżka. Konsekwentnie każdego ranka siadam do pracy, walcząc zaciekle z samą sobą i własnymi słabościami. Ze swoim: „nie chcę mi się”, „nie mam weny”, „może zrobię to jutro”?

Najbardziej niezwykłe jest to, że gdy przełamuję się i zaczynam pisać – z minuty na minutę jest mi coraz łatwiej. Przychodzi spokój i skupienie, w głowie pojawiają się inspirujące obrazy, zdania układają się w spójną całość, ja zaś całą sobą odczuwam radość i motywację. Po 30 minutach jestem już tak „rozpisana”, że kolejne akapity z lekkością wypływają spod moich palców.

Co niesamowite, każdego ranka, gdy na nowo wygrywam ze swoją słabością – czuję się uskrzydlona. Odczuwam niesamowitą radość i satysfakcję, że zamiast ulec pokusie „nicnierobienia” – konsekwentnie trzymałam się swojego postanowienia. Gdy zaś kończę pracę i przeglądam jej efekty – nie mogę się sobie nadziwić, dlaczego tak bardzo chciałam od tego uciec. Te poranne godziny pisania to najlepszy, najbardziej inspirujący element każdego dnia Zrealizowanie kolejnego etapu projektu, nad którym w danej chwili pracuję – daje mi nieopisaną satysfakcję i siłę. Zyskuję moc przenoszenia gór. 

Wiem, że nie ma większej potęgi niż potęga konsekwencji. Konsekwentne i uparte zwalczanie swoich słabości – to jedyny sposób, aby je trwale pokonać. Jeśli chcemy dojść do celu – każdego dnia musimy stawać do walki ze swoimi „demonami”. Te „demony” to brak wiary w siebie, prokrastynacja, zniechęcenie…i wiele innych. Każda z nas ma własne, każda z nas musi je oswoić. 

Z mojego osobistego doświadczenia wynika, że najtrudniejszy zawsze jest ten pierwszy moment, chwila przełamania słabości. To wtedy nachodzą nas najczarniejsze myśli – „nie mam siły”, „nie dam rady”, „nie jestem gotowa”. To wtedy też dokonujemy kluczowego wyboru, który stanowi o zwycięstwie lub przegranej.

Gdy pokonasz ten moment – poczujesz niesamowitą ulgę i moc. Przede wszystkim jednak poczujesz dumę z samej siebie. Będziesz ją odczuwać za każdym razem, gdy przełamiesz swoją demotywację i zadziałasz konsekwentnie. Przełamując niechęć wobec działania, wzmacniasz swoje poczucie sprawczości.

Silne poczucie sprawczości zaś sprawia, że czujemy się paniami swojego losu. Stawiamy czoła jego przeciwnościom i wyzwaniom, ponieważ mamy w sobie siłę i chęć, aby je pokonać.

Zatem zawsze, gdy Ci się nie chce – pomyśl o potędze konsekwencji. Pomyśl o tym, jak niesamowicie poczujesz się, gdy zrobisz to, czego tak bardzo nie chce Ci się zrobić. Przypomnij sobie energię, która wypełnia Cię za każdym razem, gdy pokonasz swojego wewnętrznego demotywatora.

Czujesz tę energię? Zatem działaj – konsekwentnie i uparcie, bo tylko w taki sposób dochodzi się do upragnionego celu.


 

Poznaj moje książki i wyrusz ze mną w podróż do siebie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *