Siła dobrych wspomnień. Kilka słów o podróżach w przeszłość.

Wspomnienia zastygają w naszej głowie jako obrazy. Jakaś polna droga rzucona między łany zbóż. Jakaś plaża usłana kolorowymi parawanami, którą odwiedziłam będąc małą dziewczynką. Jakiś strumień, jakieś drzewo, słońce spadające gdzieś za horyzont. Gdzie? Nie pamiętam. Bardziej niż sytuacje i zdarzenia pamiętam swoisty koloryt – nastrój chwil, ich barwę; emocje, które do dziś wzbudzają we mnie. Jakieś strzępki rozmów, kawałki słów, wyrwane z kontekstu pojedyncze zdania, które zapisały się na trwałe w mojej głowie i przychodzą zawsze, gdy wracam myślami do tamtych wydarzeń.

Przeszłość przesuwa się przed oczami jak kadry z filmu. Mama z parasolem. Srebrna cukiernica z małą łyżeczką – symbol babcinego domu. Pudel w intensywnie pomarańczowym kolorze – towarzysz moich dziecięcych lat. Turystyczne krzesełka na brzegu jeziora, żółta sukienka wykończona falbanką, kuszący smak słodkiej gumy Donald. Dziesiątki, setki, tysiące, miliony wspomnień – maleńkich gwiazd każdego dnia zapalających się w głowie i gasnących.

Ostatnie dni, ostatnie tygodnie to czas nerwowy i niepewny. Świat zatrzymał się w miejscu, pokazując jak małe i nieistotne były niektóre nasze problemy. Zamknięci w domu – z obawą spoglądamy w przyszłość, zastanawiając się, co nam przyniesie. Jutro, za tydzień, za miesiąc.

W tych trudnych chwilach ciężko jest zachować spokój, zatrzymać galopujące myśli, wyciszyć się, zdystansować. Ja sama łapię się na tym, że z minuty na minutę jestem coraz bardziej smutna, zaniepokojona; coraz mocniej przygnieciona obawą.

I jakkolwiek daję sobie pozwolenie na te uczucia, szukam także dla nich przeciwwagi.

Zanim Wam jednak o tym opowiem, zatrzymam się na chwilę przy
smutku, lęku, frustracji i zagubieniu – czyli emocjach, które najsilniej
towarzyszą nam w trudnych chwilach. Gdy byłam młodsza wydawało mi się, że nie
powinnam dopuszczać ich do głosu. Gdy tylko się pojawiały, starałam się je
zdusić uważając za niewłaściwe. Nie powinnam być smutna – powinnam być wesoła i
tryskać optymizmem. Nie powinnam czuć lęku – powinnam zawsze mieć w sobie
pokłady odwagi. Nie powinnam czuć się sfrustrowana, tym bardziej nie powinnam
czuć się zagubiona. Powinnam przecież zawsze znać odpowiedź na każde pytanie i
wiedzieć, którą ścieżkę wybrać.

Z biegiem lat i doświadczeń zrozumiałam, że moje myślenie
jest błędne. Nie da się żyć bez tych trudnych emocji – stanowią istotny element
naszego życia. Nie ma przecież ludzi, którzy nigdy się nie boją, nie czują
smutku, nie są sfrustrowani, nie bywają zagubieni. Każdy z nas na każdym kroku zderza
się w życiu z sytuacjami, które powodują w nim takie właśnie trudne emocje.
Największe wyzwanie to zaakceptować je i dać samej sobie przyzwolenie na
przeżywanie takich uczuć. Prościej mówiąc – masz prawo być smutna,
przestraszona, sfrustrowana czy zagubiona. Masz prawo te emocje przeżywać, zanurzyć
się w nich. Masz prawo nie znać odpowiedzi na wszystkie pytania, nie mieć
gotowego rozwiązania dla każdego problemu, nie mieć siły lub ochoty przywołać
na swoją twarz uśmiechu.

Wszystkie te trudne emocje są Ci potrzebne – ważne jednak, aby nie przeważyły szali.

W tym punkcie się zatrzymam i wrócę do początku tego tekstu. Podobnie jak zapewne i Ty – czuję się przygnieciona wydarzeniami ostatnich tygodni. Zastanawiam się, co przyniosą kolejne dni, z obawą słucham nowych doniesień. Jest mi smutno i boję się – szukam zatem przeciwwagi dla tych uczuć. W tych ciężkich chwilach każdego dnia odbywam niezwykłą podróż – podróż we wspomnienia. To, co dobre, jasne i pokrzepiające mamy przecież w sobie.

Dobre wspomnienia dają nam siłę. Są naszą tarczą i ostoją w trudnych chwilach. Są bezpieczną przystanią, do której wrócić możemy, gdy jest nam źle. Wracając myślami do tego, co dobre i pozytywne – oswajamy to, co trudne i nieprzyjazne. Tworzymy dla siebie bezpieczne miejsce, skupiamy się na tym, co daje nam siłę i radość – dzięki czemu mniej uwagi poświęcamy temu, co nas w danej chwili przygniata.

Lubię podróże we wspomnienia. Lubię wracać do ludzi i miejsc, za którymi tęsknię. I nawet, jeśli to bezpowrotnie utracone – cieszę się, że miałam szansę doświadczyć tych chwil, być ich częścią.

W ostatnich dniach zatem wyciągnęłam z szafy pudła ze
zdjęciami i każdego dnia udaję się w podróż.

Radość i beztroskę znajduję w dzieciństwie. Przyglądam się sobie z tych odległych lat – z poważną miną, krótką gęstą czupryną i zadziornym spojrzeniem. Szczególnie lubię wracać myślami do letnich wakacji, które spędzaliśmy przez długi czas w tym samym miejscu – w małych domkach wypoczynkowych noszących imiona Smerfów, rozrzuconych na skarpie nad brzegiem jeziora. Każdego roku, gdy rodzice pakowali malucha i rozpoczynała się nasza trasa na wakacje – w mojej głowie rozpoczynały się gorączkowe rozmyślania, który smerfowy domek zamieszkamy tym razem, z niegasnącą nigdy nadzieją, że będzie to Smerfetka. Nie pamiętam czy kiedykolwiek się to udało – pamiętam jednak, że zawsze bardzo tego chciałam.

To tam dowiedziałam się, że kurki wodne to małe czarne ptaki
z białymi dziobami (bo zawsze myślałam, że to szpetne przekleństwo). Tam po raz
pierwszy usiadłam w siodle, tam też pierwszy raz spałam w namiocie, a wkoło
szalała ulewa. Tam zawiązałam pierwsze przyjaźnie pieczętowane śliną, tam
zdobyłam kartę pływacką, tam długimi godzinami leżałam w ciepłym piasku
wpatrując się w korony sosen na tle błękitnego nieba. Tam Tata kupował mi
frytki w budce naprzeciw poligonu, a ja jadłam je z namaszczeniem, bo wtedy to
był luksus. Tak wielki luksus, że byłam gotowa dla niego pokonać na swoich
małych, dziecięcych stopach aż 3 kilometry.

Wspomnień stamtąd mam tysiące – nie skłamię, jeśli powiem, że
były to najwspanialsze, najbardziej obfitujące w magię lata mojego życia. To
czas błogi i beztroski; czas, który w ogromnej mierze ukształtował mnie, dał
podwaliny wszystkiemu, co dziś stanowi esencję tego, jaka jestem.

I to właśnie ten czas zawsze wraca do mnie w trudnych chwilach. Jest moją ostoją, daje radość i siłę, poczucie bezpieczeństwa i stałości świata, nienaruszalności znanego mi ładu, który ostatnie tygodnie tak bardzo wystawiają na próbę.

A Ty – do jakiego wspomnienia najchętniej wracasz w trudnych momentach?

Poznaj moje książki i wyrusz ze mną w podróż do siebie

Jeden komentarz Dodaj własny

  1. Maria Ewa pisze:

    Powrót do przeszłości, do lat szkolnych, lat młodości – towarzyszy mi chyba każdego dnia. Z wielką tęsknota, ale i radością wspominam te chwile, ludzi, których spotkałam. Zastanawiam się czy żyją, jak im się wiedzie …
    Mam ochotę zatrzymać ten pędzący pociąg .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *